Strony

wtorek, 26 lipca 2016

Vincent CD Ayame

Delikatny wiatr rozwiewał włosy skrzypka. Czuł już kołatające serce swej samotnej ballady. Niezmącona cisza potęgowała jego dumę. Jakby wszystko dookoła słuchało właśnie jego. Zawsze wkładał w to całego siebie. Przechylił rozchwiane ciało w stronę okna.
Rozkoszował się seraficznym zapachem. Miejsce godne jego obecności.
Oręże niemocy wciąż łamie mą wiarę, Gdzie jesteś Syreno?
Pragnę posiąść soki Twej miłości
Szkarłatna posoka zastyga w miejscu
Twego pochówku
Ma Królowo
Perturbacja dusz idących za Twym wdziękiem
Wtrąć mnie do swego pandemonium
Bądź mi miła, ma Błękitna.
Zatracenie trwałoby jeszcze spory okres czasu, gdyby nie odgłosy słyszane z okna. Któż śmiał zakłócić jego spokój? Usłyszał slang dochodzący z pokoju pod nim. Westchnął ciężko, odkładając instrument. To niedopuszczalne, by przeszkadzać mu w nauce, w dodatku o tej godzinie. Niebo zaczęło ukazywać swe wdzięki w postaci gwiazd. Czyż nie tym powinni się byli zachwycać?
Skierował się w stronę owego pomieszczenia. Jego orientacja w terenie nigdy nie była na wysokim poziomie, więc wedle woli nieświadomych chłopców szedł w zupełnie inną stronę.
Doszedł do drugiego przedziału. Krzyki ustały. Znudziło im się? Miał nadzieję. Poprawił zagnieciony żabot, prostując się. Kto trzyma głowę w górze, wciąż się potyka. Ta zasada dotyczyła również jego. Tym razem wpadł na notatnik. Uniósł brew, podnosząc go. Nauczono go, aby nigdy nie czytał cudzych rzeczy, poza tym niezbyt go to interesowało.
Zanim zdążył zrobić krok, po schodach zbiegła zasapana szatynka. Włosy miała spięte różową wstążką częściowo tworzącą kokardę. Była pierwszą osobą, którą zobaczył poza nauczycielami.
Wywinął kąciki ust w górę, jednocześnie przymrużając oczy pełne iskier. Panienka z pewnością była posiadaczką owego notatnika.
 - Bez pośpiechu. Damom nie wypada potknąć się o własne nogi - zwrócił wzrok na jej szklane oczy. Pełne werwy, lecz zmęczone... - Co Panienka robiła o tak późnej porze? Nie godzi się, by kobiety były przemęczone. Och, gdzie moje maniery...? Najmocniej przepraszam - ukłonił się nisko, po czym subtelnie ujął jej dłoń. - Vincent Rarabai. To Twoje, prawda? - wysunął notatnik, nie spuszczając z niej wzroku. Pełna powabu i docenianych atutów. Nie mógł się powstrzymać nie zawiesić oczu na jej posturze. Pierwszy raz poczuł coś tak szybko. Czyżby go urzekła swą prostotą? Może nie była tak prosta jak się wydawało i to czyniło ją wyjątkową. Serce samo zadecyduje, Błękitna Królowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz