Jeden papieros. Został mi jeden, cherlawy papieros. Zacisnęłam usta w
cienką linię, a w moich oczach zabłysło zirytowanie. Akurat teraz, kiedy
koniecznie potrzebowałam się rozluźnić. Potarłam nasadę nosa, mamrocząc
cicho wiązanki przekleństw, które zgorszyłyby niejednego marynarza po
trzech butelkach rumu. Niech to szlag trafi… Zignorowałam cichy głosik w
mojej głowie sugerujący, że powinnam rzucić to paskudztwo w
najmroczniejsze czeluści piekła (Theo, od kiedy stałeś się moim
sumieniem?) i postanowiłam zapalić ostatniego szluga. Jutro będę musiała
skołować nową paczkę, bo z bratem zdecydowanie nerwica mnie weźmie jak
nie będę miała czegoś pod ręką. Zaśmiałam się na myśl o ostatnich
wydarzeniach, zdecydowanie chowałam do niego za to urazę.
- Do diabła z Theo – wymamrotałam niewyraźnie, trzymając papierosa
pomiędzy ustami. Na dźwięk cudzego kaszlu skierowałam swój wzrok w
stronę jego źródła. Moim oczom ukazał się skrzat, duszek, krasnal, elfik
i tym podobne. Po prostu istota doprawdy niska i w sumie chorobliwie
blada.
- Mogłabyś przestać? - zadała pytanie, a ja wyciągnęłam papierosa z ust i
wypuściłam dym w przeciwnym kierunku od niziołka. Mam nadzieję, że to
nie będzie druga Cimone. Chociaż nie, stop. Ona by natychmiast mi
wyrwała fajkę z dłoni, a potem rozdeptała, mówiąc coś o raku płuc,
następnie kuliłaby się jak wystraszone zwierzę wpędzone w kozi róg. A
przynajmniej coś koło tego.
- Przykro mi, ale niestety nie. - Cichy głosik znów się odezwał,
szepcząc słowo „kłamca”. Cóż, co poradzić na to, że ani trochę nie było
mi przykro? A! No tak. Potrzebuję naprawdę dobrego psychiatry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz