Strony

sobota, 13 sierpnia 2016

Lavena CD Kano

Czy wspominałam, że nie cierpię duchów? Pewnie mówiłam to sto razy, ale powtórzę. Nie lubiłam, nie lubię i nie będę lubić duchów, tak właściwie to się części bałam. Choć musiałam przyznać, że niektóre były przesympatyczne, ale to tylko niektóre. Reszta była straszna, nie do zniesienia i najwidoczniej woleli dręczyć ludzi, którzy ich widzieli (Niestety, należałam do tego grona osób) niż człowieka, który nie miał pojęcia jakiż to umarły się nad nim pastwi.
Następny dzień, w którym moja madness dała mi w kość, była sobota, gdy pewna zjawa zabrała mi Pinky'ego. Pewnie jako rozsądna osoba powinnam była odpuścić, ale cóż, istniała też taki pewny istotny fakt, że przesadnie przywiązywałam się do rzeczy. A Pinky zdecydowanie taką rzeczą był, więc pozostało mi jedynie gonić złodzieja. Jednak kilka chwil później poznałam minusy swojej gonitwy za duszkiem. Po pierwsze nie umiałam przenikać przez ściany, nie latałam i nie byłam jakoś wyjątkowo szybka jak nasze drogie widmo. Po drugie baletki zdecydowanie nie nadawały się od biegania, bo co jakiś czas gubiłam buta. W sumie tak się zdenerwowałam, że biegłam dalej na bosaka, bo przy piątym wkładaniu ich straciłam nerwy i zostawiłam obuwie gdzieś po drodze. Później się je znajdzie. Zignorowałam innych uczniów, kiedy większość z nich robiła wielkie oczy na moje poczynania. Moja wina, że ścigałam kogoś lub coś, czego nie widzieli? Co prawda niecodziennie się widzi dziewczynę, która krzyczy, żeby duch się zatrzymał, biegnąc na boso, ale to raczej nic wielkiego w takiej szkole? Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo pomyślą, że do reszty zwariowałam.
~*~
Jęknęłam żałośnie, widząc jak mój Pinky i jego porywacz wkraczają na teren męskiego akademiku. Zatrzymałam się na chwilkę, chcąc zaczerpnąć oddech i przemyśleć wszystkie za oraz przeciw. Na policzkach czułam nieznośne ciepło, a ja łapczywie wdychałam powietrze. Odczekałam chwilkę aż unormuję oddech, po czym zerknęłam na górę z krzywą miną. Błagam, żeby nie skończyło się to źle. Zaczęłam wchodzić po schodach, licząc w myślach każdy schodek oraz krok, żeby się uspokoić. Byłam tutaj tylko by odzyskać swoją własność i prezent od brata, a potem szybko się zmywam. Rozejrzałam się niespokojnie po korytarzu i ruszyłam z miejsca, chcąc pozostać jak najbardziej niezauważalną. Niestety, szlag wszystko trafił, gdy skręcając w lewo, wpadłam na chłopaka wychodzącego zza rogu.
- Przepraszam! - pisnęłam, odskakując od blondyna i uśmiechnęłam się do niego przepraszająco, a zarazem ciut nerwowo. W końcu miałam być niewidzialna i cicha, a potem się stąd zwiać do swojego pokoju i na końcu zakopać się pod stertą koców, przytulając odzyskanego pluszaka. Najwidoczniej bycie niewidzialną mogę sobie wykreślić. Nieco zdenerwowana splotłam ręce za plecami i przekrzywiłam głowę o parę stopni w prawo, co w sumie było u mnie swego rodzaju odruchem.
- Może to trochę dziwne pytanie, ale widziałeś gdzieś w okolicy latającego różowego misia? - spytałam zawstydzona, zdając sobie z idiotyzmu tego pytania. - Przepraszam. To głupie pytanie, ale ja naprawdę go szukam – powiedziałam, czerwieniąc się z każda chwilą coraz bardziej. Z jednej strony chciałabym, żeby powiedział „nie” i sobie poszedł, ale z drugiej strony bardzo bym się cieszyła, gdyby powiedział „tak”. Mam nadzieję, że na końcu się nie popłaczę, ta madness zdecydowanie nie była na moje nerwy.

(Kano? Widziałeś Pinky'ego? ;; )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz