Strony

niedziela, 14 sierpnia 2016

Lavena CD Kano

Nie widział Pinky'ego? Mogłam się tego spodziewać, przecież duszek nie musiał koniecznie tędy przelatywać. Spuściłam głowę zasmucona, chyba będę biegła dalej. Powstrzymałam wzdrygnięcie, gdy poczułam czyjś dotyk na policzku. Palce były przyjemnie ciepłe, więc to nie był oprawca misia. Uniosłam zmieszana wzrok na chłopaka, który zgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Jakbym nie była wystarczająco zawstydzona. Rozpromieniłam się, słysząc propozycję chłopaka. Co dwie głowy to nie jedna, nawet jeśli druga nie widzi złodzieja. Po krótkim streszczeniu tego co się wydarzyło i jak straciłam swojego pluszaka, chłopak o dziwo ze mną został, co sprawiło, że choć odrobina optymizmu do mnie wróciła. Uśmiechnęłam się do blondyna, to bardzo miłe z jego strony, że z własnej woli chce mi pomóc i jeszcze nie zaczął przede mną uciekać.
Wydałam z siebie zduszony okrzyk zaskoczenia, gdy straciłam grunt pod nogami i znalazłam się na plecach chłopaka.
- Je-jesteś pewien? Mogę sama biec... - powiedziałam zaczerwieniona po same uszy i zamachałam lekko nogami. Prawie zapomniałam, że jestem na boso. Co prawda, gdy byłam na zewnątrz stopy bardziej dawały o sobie znać, ale jakiejś specjalnej krzywdy sobie nie zrobiłam. Gdy usłyszałam jego pytanie, złapałam go ostrożnie za szyję. Nie chciałam w końcu udusić osoby, która jest miła. Sumienie nie dałoby mi żyć.
- W prawo - odpowiedziałam, nieco się ogarniając i powstrzymałam pisk, kiedy ruszyliśmy z miejsca, jednocześnie odrobinę wzmacniając uścisk, jednak nie na tyle bym mogła go udusić. Czułam się dość zmieszana, gdy mówiłam blondynowi, gdzie ma iść. Że też nie przeszkadzało mu to całe noszenie i kierowanie nim, może do najcięższych nie należałam, ale jednak trochę ważyłam. Po kilku następnych "prawo", "lewo" oraz "prosto" zaczęłam tracić nadzieję i poczułam się winna, że "ciągnęłam" (a właściwie to on mnie niósł) go po nic. Dlatego mimowolnie na widok różowego misia i prawie przezroczystą istotę, której pewnie blondyn nie widział, wydałam z siebie coś na kształt pisku szczęścia. Oczywiście starałam się wyrażać swoją radość cicho, żeby mój towarzysz nie ogłuchł.
- Pinky! - Zjawa nadal wolała bawić się w kotka i myszkę, więc pomknęła dalej, machając biednym Pinkym ze śmiechem. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz strachu i przytuliłam się nieco bardziej do pierwszej lepszej rzeczy (tutaj osoby). Zazwyczaj to był różowy pluszak, ale tym razem troszkę się wtuliłam w plecy chłopaka. Chyba niczego nie poczuł... Chyba.
Gdy kilka minut później znów nasz cel nam zniknął i się zatrzymaliśmy, zcisnęłam usta w wąska linię, po czym schowałam twarz za kurtyną włosów oraz oparłam czoło o ramię chłopaka.
- Przepraszam, że musisz tak biegać. To pewnie dla ciebie męczące. Jeśli nie chcesz, to nie musisz mi dalej pomagać. - Starałam się, żeby mój głos nie brzmiał płaczliwie i pełen poczucia winy. Nie chciałam wyjść na beksę, więc starałam się mówić spokojnym tonem. Poluźniłam uścisk w okolicy jego szyi i spojrzałam na twarz blondyna (a właściwie na kawałek, który widziałam) spomiędzy plątaniny włosów. - Jednak mimo wszystko dziękuję, że tak się starasz mi pomóc odzyskać misia.

(Kano? Wybacz, że tak krótko ;_;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz