Strony

środa, 3 sierpnia 2016

Lavena CD Seth

Cisza w pokoju bardziej mnie dobijała, niżeli uspokajała, więc wyszłam z pomieszczenia jak najszybciej. Miałam nadzieję, że przynajmniej na korytarzu będzie parę osób, których paplanina zagłuszy moje myśli. Nawet jeśli paplanina nie będzie skierowana do mnie.
Rozejrzałam się i powstrzymałam jęk zawodu, widząc same pustki. Tam ani żywej duszy, ani tu żywej duszy. Martwych w sumie też nie... Przełknęłam cicho ślinę, odpędzając złe myśli i zaczęłam gorączkowo się zastanawiać, czy nie przejść się trochę. Choćby dla samego zwiedzania szkoły i zapoznania się z jej terenem.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym ruszyłam jednym z korytarzy, wsłuchując się w swoje kroki, które odbijały się echem od ścian. Starałam się zwiedzić każdy zakamarek budynku, jednak nadal nikogo nie spotkałam. Najwidoczniej wszyscy znajdowali się poza akademikiem. Czyli później będę musiała zwiedzić szkołę, może tam w końcu kogoś znajdę. Jakoś tak zaczęła mi doskwierać samotność, zwłaszcza że niedawno pożegnałam się z rodzeństwem i rodzicami. Kto by pomyślał, że byłam tu od kilku godzin. Czułam się, jakby minął przynajmniej tydzień. Czas chwilami się strasznie wlókł. Ale był jeden plus! Nie spotkałam dotąd żadnego du...
Na dźwięk trzasku drzwi podskoczyłam przestraszona, a z moich ust wydostał się głośny pisk przerażenia. Serce waliło mi młotem, gdy rozglądałam się gorączkowo za źródłem hałasu, zaś oddech przyspieszył. Chyba powinnam stąd zniknąć. Najlepiej w trybie natychmiastowym.
Zbiegając po schodach w pośpiechu, potykałam się o własne nogi, jednak nie na tyle by zaliczyć wywrotkę oraz spotkanie z podłogą o piętro niżej. Na dodatek pomagała mi barierka, której trzymałam się dość mocno. Kiedy stwierdziłam, że znalazłam się wystarczająco daleko, zatrzymałam się w miejscu, mając zamiar się uspokoić. W uszach mi szumiało, serce biło nieznośnie głośno, a oddech nie zwalniał.
- Jeden, dwa, trzy... - Zwinęłam się w kłębek, po cichu licząc powoli do stu. Przy pięćdziesiątce unormowałam oddech. Przy sześćdziesięciu siedmiu przestało mi szumieć w uszach. Kiedy dotarłam do dziewięćdziesięciu serduszko biło już ciszej.
- ... Sto - wymamrotałam i odetchnęłam z ulgą, nieco się rozluźniając. Uniosłam głowę do góry, wbijając wzrok w lampę na suficie, po czym zmrużyłam lekko oczy, chroniąc je przed światłem. Muszę coś w końcu zrobić z tymi odruchami, bo będę się bała za każdym razem, gdy ktoś w pobliżu zamknie drzwi odrobinę za głośno. Albo gdy coś przypadkowo zwali. Albo... Ugh!
- Przestań o tym w końcu myśleć! - krzyknęłam cicho, zrywając się na równe nogi i wyrzucając ręce w górę. Lepiej jak będę kontynuować zwiedzanie, bo szlag mnie trafi, jeśli dalej będę się użalała i uspokajała. Jak pomyślałam tak zrobiłam i natychmiast tego pożałowałam.
Ledwo zrobiłam kilka kroków, a znów zostałam przestraszona hukiem, na który w ekspresowym tempie odskoczyłam do tyłu. Tym razem szybko zlokalizowałam źródło hałasu, którym był szaro włosy chłopak leżący na ziemi. Przez chwilę stałam sparaliżowana, a gdy dotarła do mnie obecna sytuacja, szybko zgarnęłam pacynki, które upuścił i kucnęłam tuż przy nim.
- Ni-nic ci nie jest?! Boli cię coś? Chcesz iść do pielęgniarki? - zalałam go lawiną pytań o jego zdrowie, chcąc pomóc mu wstać jedną ręką, gdyż w drugiej trzymałam jego pacynki. Cóż, musiałam przyznać, że szło mi to nieco nieporadnie.
 
(Seth?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz