wtorek, 2 sierpnia 2016

Od Seth'a

Wielki, szary plecak zapakowany ubraniami i duża torba wyposażona w zestaw do szycia, wraz z moimi podopiecznymi to w sumie cały mój życiowy dobytek, ale w sumie czego więcej potrzeba do przeżycia w takim miejscu jak to? Toż to tylko zwykła, kolejna, nudno typowa szkoła, dla ludzi z problemami... No, prawie...
Problemy były tu nietypowe , ale przynajmniej nikt nie był takim "Outcast'em", jak ja w sierocińcu i właśnie to było piękne w tym dziwnym miejscu... Każdy był uznawany przez świat za dziwaka, a ja? Ja byłem tylko ukrytym dziwakiem, wśród dziwaków!
Wyglądałem przez okno, obserwując świat na zewnątrz. Przebywałem tu zaledwie kilka godzin, jednak byłem już w stanie tak potwornie się nudzić, toż to chore... Japonia to był ciekawy kraj, na pewno warty zwiedzenia, jednak nigdy się w nią nie głębiałem... W ogóle w swoim życiu w nic się nie wgłębiałem, bo nie miałem czasu ani ochoty... W sumie okoliczności mego wychowywania również nie były sprzyjające, do podróży, czy tym poznawania świata...
Zerknąłem w kierunku szarej torby, w której przebywali moi mali towarzysze, czyli trzy pluszaki i pięć pluszowych pacynek, przedstawiających lwa, zebrę, tygrysa, kota i psa oraz kilkanaście kukiełek na palce, wszystkie w niezrozumiałych, radosnych kolorach. W całym swoim życiu stworzyłem prawdopodobnie kilkadziesiąt podobnych stworków, jednak oddałem je młodszym dzieciakom, które wręcz pokochały moje cuda tak, jak kochały teatrzyki, które im pisałem- być może chociaż one nie będą pamiętały mnie jako "tego dziwaka, przez którego inne dzieci chciały się zabijać"... Tia, tam miałem nieciekawą opinię, jednak czy to była moja wina? To było to przeklęte Madness, czy jak tam cholerstwo się nosi... Zerknąłem w kierunku szarej torby, w której przebywali moi mali towarzysze, czyli trzy pluszaki i pięć pluszowych pacynek, przedstawiających lwa, zebrę, tygrysa, kota i psa oraz kilkanaście kukiełek na palce, wszystkie w niezrozumiałych, radosnych kolorach. W całym swoim życiu stworzyłem prawdopodobnie kilkadziesiąt podobnych stworków, jednak oddałem je młodszym dzieciakom, które wręcz pokochały moje cuda tak, jak kochały teatrzyki, które im pisałem- być może chociaż one nie będą pamiętały mnie jako "tego dziwaka, przez którego inne dzieci chciały się zabijać"... Tia, tam miałem nieciekawą opinię, jednak czy to była moja wina? To było to przeklęte Madness, czy jak tam cholerstwo się nosi...
Potrząsnąłem szybko głową, po czym odwróciłem się tyłem do okna, mierząc wzrokiem cały pokój, który był tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji... Przynajmniej na tę chwilę... Może nie będzie tak źle? To przecież tylko nowa szkoła, nowe życie i te inne bzdety, które się sobie wmawia na poprawę humoru, jednak chyba nic mi tego humoru nie naprawi, póki nie wyjdę z tego pokoju... Może jednak była to dobra okazja?
Niechętnie zwlokłem się z parapetu, po czym podreptałem do swoich rzeczy, których nawet nie chciało mi się rozpakowywać... Szczerze mówiąc, uświadomiłem sobie w tamtej chwili to, że znalazłem się tak jakby w kolejnym sierocińcu... Nikt mnie znów nie chce, więc trafiam tu, wśród innych wyrzutków... Brawo, gratulacje, Order Pozytywnego Myślenia, dla Pana Schizofrenika, który gada do plusz... Stop!
Wyjąłem z torby trzy kolorowe maskotki, które były podobiznami fioletowego lisa, różowego kota i niebieskiego tygrysa. Każde z nich było z miękkiego materiału, a oczka były poprostu kilka razy powtarzanymi wbiciami igły, zawleczonej czarną nitką, tworząc dwa, równe znaki "X" takie, jakie daje się martwym postaciom w kreskówkach. Moi przyjaciele byli jednak piękni, a te krzyże urocze...
Nie, naprawdę mi zaczyna odbijać...
Więc wracając- Wziąłem całą trójkę, przytulając do klatki piersiowej, po czym wyszedłem na korytarz. Było tu niezwykle pusto, ku mojemu sfrostrowaniu, bo czy jest coś gorszego niż pustka? Mniejsza o to...
Ostrożnie zacząłem przemierzać podłużny korytarz, z zaiteresowaniem obserwując nudne ściany.
- Prawda, że tu ciekawie? Jeżeli cała szkoła jest taka cicha i nudna, to proszę, dajcie mi coś, aby skrócić me męki...- Bąknąłem, jednak na mej twarzy zaraz pojawił się uśmiech, niespowodowany właściwie niczym...
Gdy już wkraczałem w inny korytarz, okazało się jednak, że ta szkoła nie jest taka nudna- Wyrąbałem się o zgięty ku górze dywan, którego oczywiście nie zauważyłem. W skutkach ja poczułem czym jest namiętny pocałunek od podłogi, a moje pluszaki wylądowały pod nogami dosyć osobliwej, jednak nieznanej mi postaci. Nie wiem które z nas było bardziej zdziwione tymi okolicznościami, jednak już przeczuwałem, że nie od razu muszę umierać z nudów, prawda?
 
<Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz