Strony

czwartek, 11 sierpnia 2016

Ayame CD Vincent

Szliśmy w ciszy, przerywanej co jakiś czas przez ledwo słyszalny szelest liści. Z przerażeniem spoglądałam na zranione ramię chłopaka. Krew zdążyła już zabarwić jego zazwyczaj nieskazitelnie czyste ubrania. Przysunęłam się bliżej blondyna. Widok tej szkarłatnej substancji wywoływał we mnie okropne wręcz przerażenie, a nieobecny wzrok Vincenta dodatkowo pogarszał sytuację. Byłam zdenerwowana pogarszającym się stanem chłopaka. Odetchnęłam z ulgą, widząc przed sobą bezpieczne mury szkoły. Pociągnęłam go za sobą, uważając by nie zrobić mu przy tym krzywdy, i nie czekając ani chwili skierowałam się do gabinetu pielęgniarki. Zdawałam sobie sprawę, że będę musiała opowiedzieć gdzie byliśmy przez ten czas i pewnie nie skończy się to dla nas dobrze, jednak zdrowie blondyna było teraz moim priorytetem. Przyjęłam grobową minę i uspokoiłam oddech. Wpadłam do niewielkiego, urządzonego w bieli i szarości pomieszczenia i podeszłam do niewielkiej, młodej kobiety. Przedstawiłam jej całą sytuację, starając się nie pominąć żadnego ważnego fragmentu. Pielęgniarka poprosiła mnie o wyjście z gabinetu, a sama zajęła się raną chłopaka. Usiadłam na jednej z pobliskich ławek i nerwowo uderzałam paznokciami o jej powierzchnię. Nie spędziłam tam dużo czasu, jedna z nauczycielek kazała mi wracać do pokoju. Mimo ogromnej niechęci wróciłam do swojego lokum i usiadłam na parapecie, wpatrując się w ledwo widoczne sylwetki zwierząt, które co jakiś czas pojawiały się między drzewami. Westchnęłam cicho i oparłam czoło o zimną szybę. Nie zasnę dzisiaj, nie ma na to najmniejszych szans. Tak bardzo chciałabym się już z nim spotkać i dowiedzieć się, czy wszystko dobrze. Zamknęłam oczy, starając się uspokoić natłok myśli, który za nic nie chciał opuścić mojej głowy. Chłonęłam przyjemny zapach świerków i zapachowej świeczki, którą ktoś musiał zapalić kilka pokoi obok. Zaczęłam się uspokajać, a wszelkie obawy powoli znikały.
-Uspokój się Ayame, przecież nic mu nie będzie-mruknęłam sama do siebie
~~~~
Obudziłam się wraz z wschodem słońca. Nie czekając ani chwili dłużej, ubrałam się i wyszczotkowałam zęby. Mam jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia zajęć, więc czym prędzej wyszłam z pokoju i udałam się w stronę męskiego akademika. Stanęłam przed drzwiami do pokoju Vincenta i delikatnie zapukałam. Czyżby jeszcze spał? Nie, blondyn zawsze wstaje wcześnie rano, to nie możliwe. Po chwili w progu pojawiła się znana mi sylwetka chłopaka. Miałam niezwykłą ochotę się do niego przytulić, ale owinięte bandażami ramię dawało mi jasny sygnał, że nie powinnam. Pocałowałam go w policzek i weszłam do pokoju. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam niewielką kartkę z zaleceniami od pielęgniarki. Przejechałam wzrokiem po koślawych linijkach tekstu i spojrzałam prosto w złote tęczówki Vincenta.
-Nie powinieneś się przemęczać..Może lepiej nie idź dzisiaj na zajęcia?- powiedziałam niezwykle opiekuńczym tonem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz