Strony

środa, 10 sierpnia 2016

Od Xavier'a


Przychodząc do tej szkoły miałem same złe myśli.
Przechodząc przez główną bramę jeszcze gorsze.
A teraz stoję tu, przed szkołą, z wojskowym workiem na ramieniu i plecakiem, nie wiedząc gdzie jest męski akademik.

Wokół mnie tłum uczniów gdzieś zmierza, każdy w swoją stronę. Nie przejmowałbym się tym aż tak bardzo, gdyby każdy z nich nie patrzył się na mnie jak na imbecyla z rowerkiem w stroju klauna.
W końcu przestałem kontemplować nad tym, czy mam coś na twarzy. Założyłem słuchawki i zacząłem słuchać muzyki. Zrobiłem parę podskoków, żeby sprawdzić, czy nic mi nie hałasuje w plecaku i ruszyłem się z miejsca w stronę, mam nadzieję, męskiego akademika. Podczas mojego wolnego marszu zauważyłem, że wszyscy ludzie kierują się w jednym kierunku, więc niby nigdy nic, postanowiłem podążać za tłumem.
Nagle, nawet nie wiem kiedy, doszedłem do sporego budynku, który mam nadzieję, był męskim akademikiem.
Jak się potem okazało, to faktycznie był akademik. Nie kryjąc radości i satysfakcji wszedłem do budynku, aby potem z niego wyjść, gdyż dostałem opieprz od jakiejś starej babki, że to jest damski akademik. Ale już informacji o męskim dać nie chciała.
Więc dalej łażę jak jakiś lunatyk po tych alejkach, nie wiem już ile. Półtorej godziny? W każdym razie parę minut temu rozładował mi się telefon, więc nawet nie zadzwonię po pomoc. I jakieś pół godziny temu ludzie przestali łazić na około mnie, więc nie miałem się kogo spytać o drogę. Zacząłem już mieć depresyjne myśli, że już nigdy nie dojdę do lodówki, aż nagle zobaczyłem budynek.
Nie wiedziałem co to jest, więc szybko pobiegłem w stronę coraz większej pomocy dla mojego żołądka. Lecz gdy dobiegłem na miejsce, okazało się, że to tylko budynek szkoły. Nie tracąc nadziei, wszedłem do budynku z zamiarem spytania się o drogę.
I tak o to, po pięciu minutach wyszłem ze szkoły z mini-mapką w ręku i kluczykiem w kieszeni. Gdy doszedłem do budynku od razu jakoś lepiej mi się zrobiło na duszy, a kiedy wszedłem do budynku, od razu zrobiłem się głodniejszy.
Wywlokłem moje rzeczy na korytarz przed pokojem VII i zacząłem szukać kluczyka po kieszeniach. I zaskoczenie – nie znalazłem go.
Usiadłem zrezygnowany obok moich drzwi, oparłem się o torbę, założyłem kaptur na głowę i automatycznie zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz