- Nie wiem czy lubisz, ale postanowiłam, że też ci kupię- postawiła obok niego jeden soczek- A tutaj są ciastka, jeśli chcesz i nie krępuj się. To dla mnie naprawdę żaden kłopot- dodała, uśmiechając się.
Chłopak niepewnie wziął soczek, który dla niego kupiła. Sama otworzyła swój i zaczęła popijać, patrząc w niebo. Nie zapowiadało się, żeby miało padać. Co jakiś czas zerkała na Yves’a kątem oka. Zachowywał się trochę jak taki mały kotek, który nie ufa ludziom. Jego madness, które zdążyła już poznać, całkowicie do niego pasowało. Po chwili on również otworzył paczkę swoich makaroników, podsuwając ją w stronę dziewczyny, jakby pokazując, że też może się poczęstować. Podziękowała uśmiechem, który chyba nawet na sekundę nie schodził jej z ust.
- Chcę ci pomóc. Takie omdlenia jak dzisiaj, jeśli będą się powtarzać, mogą stać się dla ciebie niebezpieczne. Ale nic nie zrobię bez twojej zgody. Jeśli ty sam nie będziesz chciał sobie pomóc, to zmuszanie na siłę nic nie da- westchnęła cicho.
Wyglądał na trochę zagubionego w tym wszystkim. Nie oczekiwała więc, że odpowie od razu. W końcu, prawie się nie znali. Równie dobrze mógł pomyśleć, że robi to w jakimś złym celu. Jednak ona robiła to tak po prostu. Nie chciała go do siebie zniechęcić czy coś w tym stylu. Wyglądał też na dosyć samotnego, bo czego spodziewać się po kimś, kto boi się ludzi? Najzwyczajniej w świecie zrobiło się jej go żal. Chciała się z nim zaprzyjaźnić nie tylko dlatego, ale też po to, bo wydawał się być naprawdę wartościową osobą. Bardziej wartościową niż wszyscy ci, którzy byli pewni siebie, odważni.
<Yves? Naprawdę się starałam ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz