środa, 10 sierpnia 2016

Yves CD Hanae

Pomóc? Jemu? Czy to kpina?
 Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał z ust dziewczyny. A może to tylko kolejna iluzja jego chorego umysłu? Przejaw schizofrenii?
Niepewnie zerknął w jej stronę, starając się potwierdzić swoje przypuszczenia. Miała skupioną i wyczekującą minę, jakby naprawdę jeszcze chwilę temu zaofiarowała pomoc tak żałosnej istocie jak on. A co jeśli... Tylko, rzecz jasna, przypuszczając... Ona  n a p r a w d ę widzi w nim człowieka?
 Nie, stać. To zbyt irracjonalne, nawet jak na kolejny wymysł wymoczka antyspołecznego. Jednak... Gdyby brała go za istotę ludzką... To tylko dlatego, że nie poznała się jeszcze całkowicie na marności jego istnienia. Właśnie. Już ktoś, kiedyś, powiedział mu identyczne słowa.
Zaufaj mi.
Pomogę ci, tylko się przede mną otwórz.
Zrobił to. Wszystko, co czuł, cała fala jego niestałych, gorących uczuć wylała się prosto z jego połatanego serducha, torując w nim głęboką dziurę.
Nikt, nigdy, ponownie jej nie załatał.
Oczywiście nikogo, poza sobą, za to nie winił. To głupota, bo w końcu czego oczekiwał?
Ale teraz, znowu ktoś się nim przejmuje. Znów ktoś chce mu pomóc, nie wiedząc nawet o beznadziejności tego zadania. Tak, właśnie. Powinien uświadomić Hanae, zanim jeszcze popełni ona ten straszliwy błąd, jakim było zajmowanie się nędznym wymoczkiem antyspołecznym.
 Ze wzrokiem wbitym w ziemię, kurczowo ściskając kartonik soczku, z trudem wydukał słowa w jej stronę.
 - N-nie powinnaś się mną przejmować, des. T-to naprawdę nic takiego. Ja.. - szukał długo odpowiedniego słowa, by wyrazić własną żałość, by po dłuższej chwili wreszcie dokończyć - jestem o-okropny, wiesz...? Nie warto się przejmować tak marnym i żałosnym stworzeniem... W ten sposób... Mogę krzywdzić tylko innych, des.
Mógłby tak wymieniać godzinami to, co wpajano mu od dzieciństwa, gdyby jego dukanie nie przerwały jakieś śmiechy dzieciaków, dochodzące kilka metrów dalej. Odruchowo krzyknął bezgłośnie, odskakując do tyłu i wylewając na Hanae sok, ten sam, który w swej wspaniałomyślności mu ofiarowała.
 - P-przepraszam...! N-naprawdę, j-ja... to nie było celowe...!
Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Serce w jednej chwili mu zamarło. Jako dziecko często mu się to zdarzało, często swoją niezdarnością doprowadzał innych do szału. Znał już dobrze następstwa, jak i konsekwencje występujące po takich aktach zapomnienia. Teraz, z pewnością już go znienawidzi, a jej żądza zemsty na tej żałosnej istocie dosięgnie czwartego pokolenia z jego marnej krwi. Nie miał prawa błagać o litość czy przebaczenie, w końcu dopuścił się tak haniebnej zbrodni, jaką było oszpecenie wizerunku tej grzecznej i cierpliwej osóbki, która do tej pory przymykała oczy na jego żałosną osobę. Nie, to była zbrodnia, której żadne kółka różańcowe, akcje charytatywne czy pomaganie seniorom nie odkupią. Już do końca swego marnego żywota wymoczka antyspołecznego nie odkupi tych win.
Co prawda życzył sobie, by Hanae poznała się na tej żałosnej istocie, jednak z pewnością nie w taki gorszący dla niej sposób. Miała teraz pełną nad nim wyższość i władzę. Więc w ostatecznym rozrachunku jednak dzisiaj właśnie odbędzie się dla niego sąd ostateczny? Co prawda twarz sędzi miała był wykrzywionym obliczem lucyfera, a nie łagodną powłoką wróżki z podciętymi skrzydłami, ale co on tam wiedział? W końcu, mimo swojej schizofrenii był ateistą, zresztą podobnie jak cały dumny ród Camelot.
Niewiele mu już pozostało. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to oddać się w jej rządne zemsty ręce, by odpokutować za haniebność tych uczynków.
Tak by postąpił ktoś uczciwy. Yves był niestety zbyt tchórzliwy, by zdobyć się na oddanie w ręce sprawiedliwości. Ot, taki już smutny los wymoczka antyspołecznego. Zamiast tego, w myślach wymyślał tysiące możliwości, by jakoś udobruchać dziewczynę, na tyle, by jego śmierć była chociaż cicha i bezbolesna. Odsprzedać nerkę? Może by wystarczyło?
 Kręciło mu się w głowie, nie myślał już racjonalnie. Co zrobić? Jak umniejszyć własne cierpienie? Jedyne, co mu pozostało, to chyba wcześniejszy pomysł. Mógł zadziałać, albo wszystko jeszcze bardziej spierdolić.
  - M-mówiłem, des... Jestem n-naprawdę beznadziejny... nie powinnaś się litować nad kimś takim jak ja...
Nie mógł już wydusić słowa, głos odmówił mu posłuszeństwa. Teraz skazańcowi pozostało tylko czekać na wyrok sędziego.

<Hanae? Wybacz za tego gniota, od kilku dni wena mnie opuściła... T^T>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz