Zatracił się w iskrzących tęczówkach swej luby. Czyżby udało mu się
zdobyć upragniony, wyczekiwany uśmiech? Pełen ciepła. Czuł jak dopada go
nieokiełznane szczęście. Zmrużył oczy, przybliżając rachityczną dłoń do
bladego policzka. To niesamowite jak się dopełniali. Jego serce nigdy
nie doznało jeszcze tak silnego uczucia. Nie zamierzał popełnić błahego
błędu i stracić największej wartości jaką kiedykolwiek zdobył.
Mozolnie podniósł się z twardej ławki, wstępując pomiędzy ogród usłany
różami. Postanowił wykorzystać daną ich chwilę samotności. Zerwał jedyną
białą różę i wręczył ją ukochanej. Przypominała mu ją. Skrytą,
powierzchownie bezbarwną. Lecz czy to właśnie nie to czyniło ją tak
wspaniałą? W najśmielszych snach nie sądził, że zostanie ona jego damą.
Teraz nie musiał już obawiać się stracić reputacji w jej oczach. Mógł
chronić ją bez względu na konsekwencję. Wiedział już, że mu na to
pozwoli. Miał ochotę wymawiać tandetne kwestie dotyczące miłości
dorównując poziomowi niedojrzałemu gimnazjaliście. Powstrzymał się dla
swojej Panienki.
Obserwował przez chwilę jak trzyma w dłoniach kwiat, rozkoszując palce
aksamitnymi płatkami. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Zaczerpnął
powietrza i wyprostował się.
- Powinienem dziękować Bogu za tak urodziwą i wdzięczną niewiastę.
Jesteś urocza - ośmielił się nieco. Nie mógł kryć swoich uczuć. Nie na
tym przecież polega związek.
Uniósł wzrok z uśmiechem. Pora nie miała już dla niego najmniejszego
znaczenia. Mógł być z nią cały dzień, jak i noc. Czarne chmury
przysłoniły dotąd czyste niebo. Chwycił swą Błękitną za dłoń.
Nieodpowiedzialnym byłoby zostać na zewnątrz podczas deszczu, w
szczególności gdy Panienka nie była odpowiednio odziana. Mozolnie i
dostojnie kroczył przez puste korytarze szkoły. Miał wrażenie, że
wszyscy zazdroszczą mu ukochanej. Zapewne musieli być zdumieni.
Zaprowadził ją do swojego lokum. Drzwi otworzyły się po delikatnym
pchnięciu. Znów zapomniał zamknąć je na klucz. Kompletnie stracił głowę.
Do czego ta miłość go prowadziła...? Skierował się do najistotniejszej
rzeczy w swoim życiu. Wziął ją w dłonie i przemierzył niewielką część
pokoju, stając prosto przed swą lubą.
- Mógłbym dla Panienki zaśpiewać? - zapytał z gracją. Ta poczęła dotykać
jego lekko podkręconych na końcach, złotych kosmyków. Tego dnia czuł
się na siłach. Dopadła go wyjątkowa refleksja, jakiej nie doświadczył
przez długi czas. Chciał należycie spożytkować jej nakłady. W końcu miał
już dla kogo. Wziął łyk wody, nawilżając Pojedyncze krople deszczu
skapywały na parapet, tworząc perfekcyjny akompaniament.
- Odziałem całunem Twe porażki
Niegdyś pogrzebana, dziś zmartwychwstała
Żałobnicy zalani w swych smutkach
Niepokalana dusza godna rycerskiego obowiązku
Umorzona
Za nią podążę wprost w czeluście kalwarii
Nie rozłączy nas ni życie ni śmierć
Ma Miła
Zakończył charakterystycznym pociągnięciem smyczka. Odsunął na bok
wszelkie przedmioty i usadowił się obok niej. Najsubtelniej ucałować
spierzchnięte wargi. Niestety jakże seraficzną chwilę przerwał im czas.
Odprowadził ją do drzwi jej pokoju i wrócił. Tej nocy nie miał problemu z
zaśnięciem.
Następnego ranka przebudził się wyjątkowo wcześnie. Wziął półgodzinną
kąpiel, ubrał się należycie i ruszył na lekcje. Minęły mu stosunkowo
szybko i bezproblemowo, oprócz ostatniej. Niezapowiedziana kartkówka
nigdy nie wróży niczego dobrego. Na szczęście pomimo tak małej ilości
czasu poświęconemu nauce, udało mu się w miarę zrozumieć temat. Uznał to
za drobny sukces. Po lekcjach od razu udał się do ukochanej,
zapraszając ją na spacer po pobliskim lesie. Dowiedział się o nim
poprzedniego wieczoru z rozmowy przechodzących korytarzem chłopców.
Uwielbiał takie miejsca, a Ayame była idealnym kompanem do wszelakich
przepraw. Wyglądało na to, iż byli tam sami. Większość zrezygnowała już z
bezcelowych spacerów, a on nadal nie potrafił tego zrozumieć. Cóż,
świata swymi poglądami nie zbawi.
Ponieważ tego dnia lekcje zakończyły się wyjątkowo późno, równie późno
dotarli do celu. Już od początku zaczęło mu się podobać. Na swojej
drodze spotykali mnóstwo leśnych stworzonek, które uciekły im sprzed
nosa. Dawno już nie bawił się tak dobrze, zachowując się w taki
infantylny sposób. Z nią wszystko stało się wspaniałe i nabrało
pożądanych barw.
- Przepraszam, że Panienkę martwię, ale powinniśmy wrócić już do
szkoły. Panują tam surowe zasady, a ja nie chcę Panienki opuścić - ujął
jej dłonie. Ta pokiwała głową i ciągnąc rozmowę, poszła równo z nim.
Niestety orientacja w terenie blondyna nie była na wysokim poziomie,
także nie zdołał zapamiętać drogi. Słońce już dawno skryło się za
horyzontem, a oni wciąż krążyli dookoła. Jednak po kilku minutach wcale
nie czas okazał się być ich największym problemem. Usłyszał donośne
warczenie. Osłonił ją z każdej możliwej stron, wychodząc naprzód.
Ochroni ją własną piersią. Po chwili osunął się na ziemię, czując
promieniujący ból w ramieniu. Z trudem wyswobodził się spod pyska
bestii, miażdżącej jego kości. Chwycił pierwszy lepszy patyk i zaczął
celować w czułe miejsca zwierzęcia. W końcu je odstraszył. Objął
Panienkę, idąc z uśmiechem. Wtedy był już pewien, że dla niej będzie w
stanie dopuścić się wszystkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz