poniedziałek, 25 lipca 2016

Od Ayame

„…Szkoła Rivaux, nowo powstała instytucja mająca na celu nauczenie nas panowania nad naszym niezwykłym darem, pf, też mi dar. Nie nazwałabym tak czegoś, przez co staliśmy się wyrzutkami, straciliśmy bliskich i zostaliśmy nazwani potworami. „Jesteście wyjątkowi, powinniście się z tego cieszyć”, to tylko kolejna bujda, którą wciskają nam nauczyciele, żebyśmy poczuli się lepiej. Nie, to wcale nie działa. Na początku rzeczywiście uważałam się za wyjątkową, widziałam ludzkie pragnienia i mogłam uszczęśliwiać innych, jednak potem doszła do tego umiejętność widzenia cudzych lęków. Bałam się wyjść z domu, otworzyć oczy. Szukałam oparcia w jedynych pozostałych mi osobach, jednak one zostawiły mnie w momencie, kiedy potrzebowałam ich najbardziej.
 Nazwali nas potworami, samemu postępując w okrutny sposób. To zabawne jak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie.
Jeśli się wyróżniasz, jesteś znienawidzony przez innych. Zaczynam rozumieć sens tych słów i niezwykle się z nimi utożsamiać…”
Zamknęłam notatnik i włożyłam go do tylnej kieszeni czarnych spodni. Zeskoczyłam z parapetu i zaczęłam bez celu włóczyć się po pustym korytarzu, który wydawał się nie mieć końca. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy i spoglądałam na wiszące gdzieniegdzie ulotki, czy ogłoszenia dotyczące rzeczy, które dzieją się aktualnie w szkole i „świecie zewnętrznym”. Nie dowiedziałam się z nich nic nowego, przeczytałam już chyba wszystko co tylko się dało. Trzeba przyznać, że potwornie doskwiera mi samotność,. Dołączając tutaj liczyłam, że będę miała okazję poznać ludzi obdarzonych umiejętnościami podobnymi do moich, jednak nie spotkałam jeszcze nikogo, ani jednej żywej duszy. Czas spędzałam na czytaniu przesłodzonych książek, rysowaniu nieco depresyjnych obrazków i oglądaniu wschodzącego, i zachodzącego słońca z okna pokoju, co było jednym z piękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałam. Delikatnie obróciłam głowę i wyjrzałam przez okno. Było grubo po dwunastej, więc nie miałam co liczyć na podziwianie widoków, o tej godzinie przyroda za oknem nie wyglądała tak zjawiskowo.
Z przemyśleń wyrwało mnie nagłe potknięcie i upadek na marmurową posadzkę. Podniosłam się, odruchowo chwytając pobliską poręcz. Syknęłam z bólu, musiałam obić sobie kość ogonową. Powinnam bardziej uważać, zwłaszcza wchodząc po schodach. Powolnym krokiem udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i odetchnęłam głęboko. Przez ostatnio doskwierającą mi bezsenność, zaczynam robić się roztrzepana i jakby nieobecna. Muszę wreszcie pozbyć się tych koszmarów, bo zrobię sobie coś gorszego niż upadek ze schodów.
Związałam włosy w wysokiego kucyka i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni w poszukiwaniu notatnika, jednak go tam nie zastałam. Poderwałam się do siadu trochę zbyt gwałtownie, obita kość ogonowa dała się we znaki. Nie zwracając uwagi na ból, wybiegłam z pokoju. Ten notatnik był dla mnie niezwykle ważny, zapisywałam tam wszystko, był w pewnym sensie częścią mnie. Gdzie ja mogłam go zostawić, myśl Ayame, myśl.
 - No tak, klatka schodowa, musiał mi wypaść podczas upadku - mruknęłam pod nosem. Czym prędzej udałam się w tym kierunku, licząc na jak najszybsze znalezienie zguby.
<Który z chłopców odpisze? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz