wtorek, 26 lipca 2016

Od Olivera

Mury szkoły stały się moim nowym domem, stały się miejscem, gdzie nie muszę bać się tego, co przyniesie jutro. Dołączenie tutaj, było moją jedyną szansą na rozpoczęcie nowego życia, nikt nie wiedział tu o mojej przeszłości i nie oceniał na jej podstawie. Siedziałem na schodach przy męskiej części akademika i z powodu braku innego zajęcia, tasowałem karty. Przeskakiwały one z jednego miejsca do drugiego, niemal cały czas będąc w ruchu.
Westchnąłem i podzieliłem je na dwie kupki. Granie samemu z sobą w wojnę nie jest zbytnio emocjonujące, jednak nie miałem żadnego partnera. Szkoła wydawała się być pusta lub zwyczajne za duża, żeby spotykać kogoś na każdym kroku. Mimo wszystko chciałbym z kimś porozmawiać, zagrać w karty, albo zrobić cokolwiek innego, co robią ludzie w moim wieku.
Westchnąłem ciężko i przeczesałem dłonią wiecznie opadające mi na twarz, czarne włosy. Będę musiał je wreszcie nieco podciąć, zaczynają mnie denerwować. Odsłoniłem pierwszą kartę z każdej grupki. Dwie damy, nieźle się zaczyna. Wyłożyłem kolejne karty, dwie zasłonięte oraz dziewiątkę i siódemkę, wygląda na to, że tym razem lewa ręka wyszła z wojny zwycięsko. Zabrałem zdobyte karty i włożyłem je pod spód talii.
 Kolejna runda, król i ósemka, lewa ręka znów okazała się mieć większe szczęście. Grałem tak jeszcze przez chwilę, jednak wygrywanie z samym sobą nie było ani trochę satysfakcjonujące i szybko mi się znudziło. Zebrałem wszystkie karty w jedną kupkę i włożyłem do kieszeni bluzy. Wstałem z zimnej posadzki i przeciągnąłem się, budząc do życia wszystkie mięśnie, które niezwykle ścierpły od kilkugodzinnego siedzenia w niemal tej samej pozycji. Włożyłem ręce do kieszeni i pogwizdując cicho przemierzałem korytarze, niczym nie różniące się od siebie proste, w których łatwo było się zgubić. Trzeba przyznać, że to miejsce mnie przytłaczało, było niemal puste i potwornie ciche, było idealnym przeciwieństwem rodzinnego kasyna, w którym spędziłem całe swoje dotychczasowe życie. W pewnym momencie poczułem uderzenie w okolicach łokcia, musiałem się z kimś zderzyć.
 -Przepraszam, zagapiłem się-powiedziałem i delikatnie odwróciłem głowę w stronę „rozmówcy”
 <Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz