Westchnąłem i podzieliłem je na dwie kupki. Granie samemu z sobą w wojnę nie jest zbytnio emocjonujące, jednak nie miałem żadnego partnera. Szkoła wydawała się być pusta lub zwyczajne za duża, żeby spotykać kogoś na każdym kroku. Mimo wszystko chciałbym z kimś porozmawiać, zagrać w karty, albo zrobić cokolwiek innego, co robią ludzie w moim wieku.
Westchnąłem ciężko i przeczesałem dłonią wiecznie opadające mi na twarz, czarne włosy. Będę musiał je wreszcie nieco podciąć, zaczynają mnie denerwować. Odsłoniłem pierwszą kartę z każdej grupki. Dwie damy, nieźle się zaczyna. Wyłożyłem kolejne karty, dwie zasłonięte oraz dziewiątkę i siódemkę, wygląda na to, że tym razem lewa ręka wyszła z wojny zwycięsko. Zabrałem zdobyte karty i włożyłem je pod spód talii.
Kolejna runda, król i ósemka, lewa ręka znów okazała się mieć większe szczęście. Grałem tak jeszcze przez chwilę, jednak wygrywanie z samym sobą nie było ani trochę satysfakcjonujące i szybko mi się znudziło. Zebrałem wszystkie karty w jedną kupkę i włożyłem do kieszeni bluzy. Wstałem z zimnej posadzki i przeciągnąłem się, budząc do życia wszystkie mięśnie, które niezwykle ścierpły od kilkugodzinnego siedzenia w niemal tej samej pozycji. Włożyłem ręce do kieszeni i pogwizdując cicho przemierzałem korytarze, niczym nie różniące się od siebie proste, w których łatwo było się zgubić. Trzeba przyznać, że to miejsce mnie przytłaczało, było niemal puste i potwornie ciche, było idealnym przeciwieństwem rodzinnego kasyna, w którym spędziłem całe swoje dotychczasowe życie. W pewnym momencie poczułem uderzenie w okolicach łokcia, musiałem się z kimś zderzyć.
-Przepraszam, zagapiłem się-powiedziałem i delikatnie odwróciłem głowę w stronę „rozmówcy”
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz