Onieśmielała go. Tak uroczej i godnej zagłębienia się w jej życie istoty
nie spotkał przez wyjątkowo długi okres czasu. Egzystencja z dnia na
dzień wyparowywała, by mogło zastąpić ją pełne werwy bytowanie. Któż
byłby w stanie opisać słowami jego odczucia, których on sam doskonale
nie rozumiał? Niewiasta dopiero zaczynała wprowadzać go w namacalne
poczucie szczęścia. Tym razem nie odważył się spuścić z niej wzroku.
Cały czas uważnie słuchał. Mogłaby mu opowiadać tak po kres. W końcu
jednak przyszła kolej na jego odpowiedź.
- Ależ Panienko... - odgarnął przydługą grzywkę z twarzy. - Nie jestem
jeszcze na takim poziomie, by dorównać profesjonalistom. Chyba Panienka
nie chce, żebym nas ośmieszył marnym występem - przesunął dłoń w jej
kierunku. Zatrzymał ją na przedramieniu oblubienicy.
- Benedyktyńska ma praca, lecz owocuje - dodał, układając ówcześniej
złożoną serwetkę przed nią, w wypadku rozlania się napoju. Wsłuchiwał
się w wolumen granej muzyki z nieukrywaną przyjemnością. Dodatek do tego
stanowiły dziewczęce oczy i wciąż poruszające się pełne wargi. Nie miał
powodów, by odwracać wzrok od anielicy.
Niewysłowione katusze rycerzy Śmierci
Dziewicze spojrzenie wybawieniem dusz
Kwiat gubiący swe płatki w pogoni za uznaniem
Zapomniał, iż w swej istocie piękny
Zbędne mu starania
Popijał kawę, nie spuszczając jej z oka. Jego platyna. Opuścili lokal
po miło spędzonym dniu. Niestety nadejście zmroku zmuszało ich do
powrotu. Przed oddaniem się swoim sprawom w murach szkoły, wstąpili do
kwiaciarni.
- Wybierz co i ile chcesz, Panienko. Jestem Twym dłużnikiem - rozejrzał
się po kwiatach. Nie było w nich tych najpiękniejszych, które pragnął
jej podarować. Jej wartość przewyższała bezcenność. Cierpliwie zaczekał,
aż jego luba wybierze. Gdy wybrała turkusowe tulipany poprosił ich
bukiet. Wręczył jej dopiero przed murami szkoły, klękając z uśmiechem.
Kobieta istotnie największym skarbem, jaki może spotkać mężczyznę. Nie
zasługują na niego ci, którym niedane jest aksamitne serce wobec
najdroższej.
Rozstali się przy jej drzwiach. Pomimo tak krótkiej samotności, jego
serce już pogrążyło się w nostalgii. Powolnym krokiem doszedł do
własnego lokum, by zagłębić się w chwilowym idyllizmie. Z przerażeniem
stwierdzili, że przez cały czas drzwi były otwarte, a w środku świeci
się światło. Nie było nikogo. Okradziono go? Nerwowo zaczął przeglądać
najistotniejsze rzeczy, jednak wszystko było na miejscu. Nie musiał
zastanawiać się kto urzędował w owym pomieszczeniu. Sprawca sam się
odkrył, upadając na progu. Był nim ten sam chłopak, którego spotkał na
korytarzu. Z pewnością wziął zbyt poważnie jego słowa.
- Czym mogę Paniczowi służyć? - powędrował ku niemu. Zanim zdążył podać
mu rękę, wstał samodzielnie. Nie było mu na rękę, gdyby ten zdecydował
się uciec lub ponownie rozpłynąć, także trzymał się blisko niego. Musiał
mieć powód. Jeszcze dowie się jaki. Nie mógł zostawić tak tej sprawy.
Uśmiechnął się, by ukoić nerwy zdezorientowanego chłopca. Wyczekiwał na
jego odzew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz