piątek, 29 lipca 2016

Vincent CD Ayame

Onieśmielała go. Tak uroczej i godnej zagłębienia się w jej życie istoty nie spotkał przez wyjątkowo długi okres czasu. Egzystencja z dnia na dzień wyparowywała, by mogło zastąpić ją pełne werwy bytowanie. Któż byłby w stanie opisać słowami jego odczucia, których on sam doskonale nie rozumiał? Niewiasta dopiero zaczynała wprowadzać go w namacalne poczucie szczęścia. Tym razem nie odważył się spuścić z niej wzroku. Cały czas uważnie słuchał. Mogłaby mu opowiadać tak po kres. W końcu jednak przyszła kolej na jego odpowiedź.
- Ależ Panienko... - odgarnął przydługą grzywkę z twarzy. - Nie jestem jeszcze na takim poziomie, by dorównać profesjonalistom. Chyba Panienka nie chce, żebym nas ośmieszył marnym występem - przesunął dłoń w jej kierunku. Zatrzymał ją na przedramieniu oblubienicy.
- Benedyktyńska ma praca, lecz owocuje - dodał, układając ówcześniej złożoną serwetkę przed nią, w wypadku rozlania się napoju. Wsłuchiwał się w wolumen granej muzyki z nieukrywaną przyjemnością. Dodatek do tego stanowiły dziewczęce oczy i wciąż poruszające się pełne wargi. Nie miał powodów, by odwracać wzrok od anielicy.
Niewysłowione katusze rycerzy Śmierci
Dziewicze spojrzenie wybawieniem dusz
Kwiat gubiący swe płatki w pogoni za uznaniem
Zapomniał, iż w swej istocie piękny
Zbędne mu starania
Popijał kawę, nie spuszczając jej z oka. Jego platyna. Opuścili lokal po miło spędzonym dniu. Niestety nadejście zmroku zmuszało ich do powrotu. Przed oddaniem się swoim sprawom w murach szkoły, wstąpili do kwiaciarni.
- Wybierz co i ile chcesz, Panienko. Jestem Twym dłużnikiem - rozejrzał się po kwiatach. Nie było w nich tych najpiękniejszych, które pragnął jej podarować. Jej wartość przewyższała bezcenność. Cierpliwie zaczekał, aż jego luba wybierze. Gdy wybrała turkusowe tulipany poprosił ich bukiet. Wręczył jej dopiero przed murami szkoły, klękając z uśmiechem. Kobieta istotnie największym skarbem, jaki może spotkać mężczyznę. Nie zasługują na niego ci, którym niedane jest aksamitne serce wobec najdroższej.
Rozstali się przy jej drzwiach. Pomimo tak krótkiej samotności, jego serce już pogrążyło się w nostalgii. Powolnym krokiem doszedł do własnego lokum, by zagłębić się w chwilowym idyllizmie. Z przerażeniem stwierdzili, że przez cały czas drzwi były otwarte, a w środku świeci się światło. Nie było nikogo. Okradziono go? Nerwowo zaczął przeglądać najistotniejsze rzeczy, jednak wszystko było na miejscu. Nie musiał zastanawiać się kto urzędował w owym pomieszczeniu. Sprawca sam się odkrył, upadając na progu. Był nim ten sam chłopak, którego spotkał na korytarzu. Z pewnością wziął zbyt poważnie jego słowa.
- Czym mogę Paniczowi służyć? - powędrował ku niemu. Zanim zdążył podać mu rękę, wstał samodzielnie. Nie było mu na rękę, gdyby ten zdecydował się uciec lub ponownie rozpłynąć, także trzymał się blisko niego. Musiał mieć powód. Jeszcze dowie się jaki. Nie mógł zostawić tak tej sprawy. Uśmiechnął się, by ukoić nerwy zdezorientowanego chłopca. Wyczekiwał na jego odzew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz