Przekręciłam klucz w zamku i upewniając się, że drzwi na pewno są zamknięte, usiadłam na obszernym parapecie, który ostatnimi czasy był moim ulubionym miejscem. Otworzyłam okno, ciesząc się delikatnym wiatrem i kojącą ciszą, przerywaną co jakiś czas przez ledwo słyszalne huczenie sowy.
Przymknęłam oczy i przejechałam opuszkami palców po rubinowym oczku pierścienia. Uśmiechnęłam się nieświadomie na myśl o nowo poznanym chłopaku, który diametralnie zmienił moje dotychczasowe nastawienie do ludzi. Nieświadomie zdjął ze mnie maskę obojętności i wiecznego przygnębienia, zamieniając ją na tak dawno nie używany uśmiech, którym w przeszłości obdarzałam niemal każdą mijaną osobę.
Otworzyłam oczy i w bezruchu oglądałam gwiazdy, które dzisiejszej nocy były jaśniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Przypominały iskierki, które pojawiły się w oczach blondyna podczas naszej rozmowy na schodach.
Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i oparłam na nich głowę. Moje myśli krążyły wokół Vincenta, intrygował mnie swoim zachowaniem i niezwykłą duszą artysty, która w obecnych czasach jest coraz rzadziej spotykana. Sięgnęłam do kieszeni spodni, wyciągając oprawiony skórą notatnik, który był sprawcą wszystkich tych wydarzeń.
„Byłbym rad, gdyby Panienka pozwoliła mi rzucić na nie okiem”. Przypomniałam sobie słowa chłopaka, który zainteresował się zawartością dziennika.
Uniosłam do góry jeden z kącików ust i podniosłam leżący obok ołówek. Przyłożyłam rysik do kartki i zdecydowanym, ale delikatnym ruchem pociągnęłam nim w górę. Ołówek rozpoczął swoją wędrówkę po podłożu, zostawiając za sobą szare kreski, układające się w tak dobrze znany mi schemat. Podczas rysowania wpadałam w pewnego rodzaju trans, z którego nie potrafiłam się obudzić. Czy tak się właśnie dzieje, kiedy zajmujemy się czymś co kochamy?
~~~~~~~~~~
Delikatne promienie słońca wkradły się do pokoju, oświetlając przy tym moją bladą twarzyczkę. Niechętnie otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że całą noc przespałam na parapecie. Zeskoczyłam na podłogę i przeciągnęłam się, prostując obolałe kończyny. Słońce już dawno wzeszło, było coś około 10.
Rozczesałam włosy i przebrałam się w zwykłą szarą koszulkę, i krótkie czarne spodenki. Na nogi naciągnęłam czarne zakolanówki, które były nieodłączną częścią mojej garderoby. Pochwyciłam notatnik i wyszłam z pokoju, chcąc jak najszybciej spotkać się z blondynem.
Stojąc przed jego pokojem zawahałam się na chwilę, co jeśli jeszcze śpi? Mimo obaw, wyciągnęłam drżącą rękę i delikatnie zapukałam. Po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął Vincent, posyłając mi delikatny uśmiech. Odsunął się na bok, dając mi sygnał bym weszła do pokoju. Usiadłam na łóżku chłopaka i spojrzałam głęboko w jego jasne tęczówki. Poprawiłam złoty pierścień, kaszląc znacząco.
-Ch..chciałeś zobaczyć moje rysunki- zaczęłam niepewnie, wyciągając z kieszeni czarny notatnik
Chłopak uśmiechnął się delikatnie i usiadł obok mnie. Podałam mu dziennik, obawiając się reakcji z jego strony. Przewracał kolejne strony, na których widniały narysowane ołówkiem postacie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Każdy z nich wyglądał inaczej, jednak wszyscy posiadali jedną wspólną cechę, jelenie poroże.
-To przypomina mi o matce-powiedziałam, uprzedzając pytania- Jeleń to jej celtycki totem. Symbolizuje między innymi pewność siebie, szlachetność i ochronę. Może to głupie, ale w ten sposób zawsze mam ją przy sobie.-uśmiechnęłam się, bardziej do siebie niż do Vincenta
Spojrzałam na chłopaka, który przez chwilę mi się przyglądał, po czym przewrócił kolejną stronę dziennika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz