Zawsze wstałał o wczesnych godzinach i nie było potrzeby go budzić. Jako iż niedziela była dniem wolnym od zajęć, mógł sobie pozwolić na dłuższe stylizowanie swego wyglądu. Tego dnia ubrał białe lakierki, alabastrowe spodnie i jednakowego koloru z dodatkiem złota szustokor z żabotem i kameą. Uraczył palce starym, białym złotem i zaczął poprawiać rozwiane pukle włosów.
Ostatnim posunięciem było założenie na oko złotej soczewki, przypominającą drugą tęczówkę.
Wiele osób mówiło mu, że na tle tego wszystkiego heterochromia to najmniej wyróżniający się element, lecz jemu to zwyczajnie nie pasowało.
Nie był mutantem. Westchnął, oglądając się jeszcze raz w lustrze.
Pomimo takiej dokładności i przywiązywania dużej wagi do ubioru nie trwało to długo. Od dzieciństwa wpajano mu perfekcyjność, więc nawet nie zauważał tego w jakim tempie to robi i ile trwałoby to u innych.
Stąpał mężnie po cieniu duszy Frasunek czartów
Wpadł w sidła utkane najsubtelniejszą siecią
Pogrążony wojownik Błękitnej gotów jest uschnąć na jej ramionach
Gdy usłyszał pukanie do drzwi, natychmiast się zerwał. Nie sprawdzając kto znajdował się po drugiej stronie, otworzył. Ayame... Kąciki ust samoczynnie uniosły się ku górze. Widząc co przyniosła uradował się jeszcze bardziej. Zamienił z nią kilka prostych zdań przed zajrzeniem do szkicownika. Czyżby znalazł bratnią duszę? Po tylu latach szukania... Bóg się nad nim zlitował, przysyłając mu urodziwą damę. W dodatku utalentowaną. Rysowała znacznie lepiej od niego. Wszystkie postacie były narysowane specyficzną, lecz przyjemną dla oka miękką kreską. Rogi stanowiły w jej pracach naprawdę ciekawy element. Rozumiał i szanował jej przywiązanie do matki. Owa jejmość była prawdziwą szczęściarą, posiadającą tak wykwintne gniazdo. Gdyby tylko taka ptaszyna wleciała w jego schron, nigdy nie pozwoliłby mu odlecieć.
Jednym ruchem przewrócił następną z kolei kartkę, jednak przy tej zatrzymał się ciut dłużej. Przedstawiała nastolatka z charakterystycznymi rogami. Nie były takie jak innych.
Eleganckie, nie kojarzyły się ze zwierzęciem, a fantastycznymi stworzeniami z książek i filmów. Zaniemówił. Idealnie zawarte detale, cieniowanie całkowicie zgodne z rzeczywistością. Był pod wrażeniem.
Zanim zdążył przemówić, uświadomił sobie coś istotnego. Skoro tak szybko to zapamiętała, musi mieć albo fotogeniczną pamięć, albo wpatrywała się w niego z uwagą przez spory okres czasu. Nie miał na tyle odwagi by zapytać. Nie wypadało. Po prostu były nadzwyczaj piękne i powinno mu wystarczyć. Lecz czemu narysowała właśnie jego? Możliwe było, że chciała zrobić na nim wrażenie. Tak czy tak, zarwała dla niego niemałą część nocy, kiedy powinna była regenerować organizm. Nieodpowiedzialne, lecz urocze. Podniósł wzrok na jej oczy.
- Twe prace przewyższają doskonałością historycznych malarzy, Panienko. Szczególnie ten ostatni - ujął jej dłoń, odzianą w uzyskany poprzedniego dnia pierścień. To wszystko toczyło się tak szybko... Zbyt szybko. Pozwalał sobie stanowczo za wiele. Mimo wszystko postanowił kontynuować. To dawało mu werwę i siłę do działania. Jeszcze nigdy nie doznał takiego uczucia, jakim obdarzył tę pannę. Znów nie dano im być razem przez dłuższy czas. Zawołano ich na stołówkę, gdzie czekało śniadanie.
Skłonił się, prosząc ją o podanie dłoni. Blade lico dziewczynki okryło się obfitym pąsem. Nie miał jeszcze do czynienia z tak uroczą osobą. Była prawdziwym cudem od Boga. Dumnie stąpał po rozświetlonych korytarzach.
Światło czyniło ją jeszcze piękniejszą. Dotarli ostatni. W sali ujrzał nauczycieli, siedzących przy jednym stole z boku i drugi, dość spory stół, przy którym siedziała jedynie garstka osób. Podszedł do najmniej osiadłej części, jednak i stamtąd dało się zauważyć dziwne spojrzenia skierowane w jego stronę. Niektóre zaciekawione, inne kpiące. Żaden czart nie zawróci jego umysłu na tyle ile mogłoby się zdawać. Odsunął jej krzesło, siadając obok. Musiał przyznać, że dania nie wyglądały źle.
Kanapki i płatki na mleku nigdy się nie przejedzą. Wybrał płatki, co zrobiła i jego towarzyszka.
- Smacznego - skinął głową, nie czekając na odpowiedź.
Wyprostowany przysuwał łyżkę do ust, podnosząc ją wysoko w górę. Nauczył się kultury przy stole już za dziecka. Nie podobało mu się jak jedzą inni.
Pochylali się do jedzenia jak świnie do koryta. Widocznie Ayame postanowiła go naśladować, co skończyło się zalaniem bluzki. Wziął serwetki i zaczął ją wycierać. To było naprawdę miłe, ale nie musiała. Ją w pełni akceptował. Nie uniknęli śmiechów gapiów. Jakby robili coś złego.
Perwersyjne dzieciaki zawsze znajdą powód do śmiechu. Żałosne. Po skończonym posiłku wrócili do jego pokoju. On pokazał jej state rysunki, których nie musiał się wstydzić. Były ich tylko dwa, lecz to zawsze coś.
Róże owleczone cierniem na karym koniu i gotycka modelka. Pierwszy i ostatni raz tak dobrze wyszła mu sylwetka kobiety. Grzechem byłoby się jej pozbyć. Wziął głęboki haust powietrza w płuca, po czym przesunął się bliżej niej. Nie wydawało mu się to nieodpowiednie, przecież mu na to pozwalała.
- Mogę mieć jeszcze jedną prośbę, Panienko? Możesz dla mnie narysować swą twarzyczkę? Chciałbym mieć Panienkę zawsze blisko siebie - poczuł jak serce zaczyna kołotać. Oddech przyspiesza. Czemu się tak denerwował...? Przecież był pewien swoich słów i czynów.
Przyrzekł sobie nigdy nie być z nich zawiedziony. Musiał tego dotrzymać.
Ostatnim posunięciem było założenie na oko złotej soczewki, przypominającą drugą tęczówkę.
Wiele osób mówiło mu, że na tle tego wszystkiego heterochromia to najmniej wyróżniający się element, lecz jemu to zwyczajnie nie pasowało.
Nie był mutantem. Westchnął, oglądając się jeszcze raz w lustrze.
Pomimo takiej dokładności i przywiązywania dużej wagi do ubioru nie trwało to długo. Od dzieciństwa wpajano mu perfekcyjność, więc nawet nie zauważał tego w jakim tempie to robi i ile trwałoby to u innych.
Stąpał mężnie po cieniu duszy Frasunek czartów
Wpadł w sidła utkane najsubtelniejszą siecią
Pogrążony wojownik Błękitnej gotów jest uschnąć na jej ramionach
Gdy usłyszał pukanie do drzwi, natychmiast się zerwał. Nie sprawdzając kto znajdował się po drugiej stronie, otworzył. Ayame... Kąciki ust samoczynnie uniosły się ku górze. Widząc co przyniosła uradował się jeszcze bardziej. Zamienił z nią kilka prostych zdań przed zajrzeniem do szkicownika. Czyżby znalazł bratnią duszę? Po tylu latach szukania... Bóg się nad nim zlitował, przysyłając mu urodziwą damę. W dodatku utalentowaną. Rysowała znacznie lepiej od niego. Wszystkie postacie były narysowane specyficzną, lecz przyjemną dla oka miękką kreską. Rogi stanowiły w jej pracach naprawdę ciekawy element. Rozumiał i szanował jej przywiązanie do matki. Owa jejmość była prawdziwą szczęściarą, posiadającą tak wykwintne gniazdo. Gdyby tylko taka ptaszyna wleciała w jego schron, nigdy nie pozwoliłby mu odlecieć.
Jednym ruchem przewrócił następną z kolei kartkę, jednak przy tej zatrzymał się ciut dłużej. Przedstawiała nastolatka z charakterystycznymi rogami. Nie były takie jak innych.
Eleganckie, nie kojarzyły się ze zwierzęciem, a fantastycznymi stworzeniami z książek i filmów. Zaniemówił. Idealnie zawarte detale, cieniowanie całkowicie zgodne z rzeczywistością. Był pod wrażeniem.
Zanim zdążył przemówić, uświadomił sobie coś istotnego. Skoro tak szybko to zapamiętała, musi mieć albo fotogeniczną pamięć, albo wpatrywała się w niego z uwagą przez spory okres czasu. Nie miał na tyle odwagi by zapytać. Nie wypadało. Po prostu były nadzwyczaj piękne i powinno mu wystarczyć. Lecz czemu narysowała właśnie jego? Możliwe było, że chciała zrobić na nim wrażenie. Tak czy tak, zarwała dla niego niemałą część nocy, kiedy powinna była regenerować organizm. Nieodpowiedzialne, lecz urocze. Podniósł wzrok na jej oczy.
- Twe prace przewyższają doskonałością historycznych malarzy, Panienko. Szczególnie ten ostatni - ujął jej dłoń, odzianą w uzyskany poprzedniego dnia pierścień. To wszystko toczyło się tak szybko... Zbyt szybko. Pozwalał sobie stanowczo za wiele. Mimo wszystko postanowił kontynuować. To dawało mu werwę i siłę do działania. Jeszcze nigdy nie doznał takiego uczucia, jakim obdarzył tę pannę. Znów nie dano im być razem przez dłuższy czas. Zawołano ich na stołówkę, gdzie czekało śniadanie.
Skłonił się, prosząc ją o podanie dłoni. Blade lico dziewczynki okryło się obfitym pąsem. Nie miał jeszcze do czynienia z tak uroczą osobą. Była prawdziwym cudem od Boga. Dumnie stąpał po rozświetlonych korytarzach.
Światło czyniło ją jeszcze piękniejszą. Dotarli ostatni. W sali ujrzał nauczycieli, siedzących przy jednym stole z boku i drugi, dość spory stół, przy którym siedziała jedynie garstka osób. Podszedł do najmniej osiadłej części, jednak i stamtąd dało się zauważyć dziwne spojrzenia skierowane w jego stronę. Niektóre zaciekawione, inne kpiące. Żaden czart nie zawróci jego umysłu na tyle ile mogłoby się zdawać. Odsunął jej krzesło, siadając obok. Musiał przyznać, że dania nie wyglądały źle.
Kanapki i płatki na mleku nigdy się nie przejedzą. Wybrał płatki, co zrobiła i jego towarzyszka.
- Smacznego - skinął głową, nie czekając na odpowiedź.
Wyprostowany przysuwał łyżkę do ust, podnosząc ją wysoko w górę. Nauczył się kultury przy stole już za dziecka. Nie podobało mu się jak jedzą inni.
Pochylali się do jedzenia jak świnie do koryta. Widocznie Ayame postanowiła go naśladować, co skończyło się zalaniem bluzki. Wziął serwetki i zaczął ją wycierać. To było naprawdę miłe, ale nie musiała. Ją w pełni akceptował. Nie uniknęli śmiechów gapiów. Jakby robili coś złego.
Perwersyjne dzieciaki zawsze znajdą powód do śmiechu. Żałosne. Po skończonym posiłku wrócili do jego pokoju. On pokazał jej state rysunki, których nie musiał się wstydzić. Były ich tylko dwa, lecz to zawsze coś.
Róże owleczone cierniem na karym koniu i gotycka modelka. Pierwszy i ostatni raz tak dobrze wyszła mu sylwetka kobiety. Grzechem byłoby się jej pozbyć. Wziął głęboki haust powietrza w płuca, po czym przesunął się bliżej niej. Nie wydawało mu się to nieodpowiednie, przecież mu na to pozwalała.
- Mogę mieć jeszcze jedną prośbę, Panienko? Możesz dla mnie narysować swą twarzyczkę? Chciałbym mieć Panienkę zawsze blisko siebie - poczuł jak serce zaczyna kołotać. Oddech przyspiesza. Czemu się tak denerwował...? Przecież był pewien swoich słów i czynów.
Przyrzekł sobie nigdy nie być z nich zawiedziony. Musiał tego dotrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz