czwartek, 28 lipca 2016

Vincent CD Ayame

- Ma Panienka talent godny pozazdroszczenia - poczochrał jej włosy, zostawiając je w nieładzie. Tak zdawała się wyglądać jeszcze bardziej uroczo. Przyglądał się jej pracy przez kilka dłuższych chwil. Panienka była wtedy cała w skowronkach, a jej oczy mieniły się bardziej, niż szczere złoto. Jej uroda wciąż przewyższała względy innych, lecz wtedy zrobiłby wszystko, by tylko do niej przystąpić. Kolejną obietnicą złożoną w sercu było uczynienie jej z powrotem szczęśliwej. W końcu jest mężczyzną, obrońcą kobiet. Choć nigdy nie pasjonowali go rycerze i nie uważał ich za wybitnych wśród królewskiego dworu, dziś poczuł jak tli się w nim iście rycerski obowiązek chronienia młodej damy.
Spojrzał w okno, przez które przebijały się promyki słońca. Nie warto było marnować dnia, siedząc w pokoju. Wziął od niej rysunek i schował go do specjalnie ozdobionej teczki, po czym wrócił na miejsce.
- Nie chciałaby Panienka wyjść ze szkoły? W Japonii jestem drugi dzień, nic przez ten czas nie widziałem. Może Panienka pokazałaby jakieś ciekawe miejsca? - podsunął pomysł z cichą nadzieją, że się zgodzi. Spędzanie z nią czasu było jedną z najmilszych rzeczy, które spotkały go podczas wielu miesięcy. Nie mógł w taki sposób jej stracić. Nie mógł w ogóle jej stracić...
Gdy dziewczyna potwierdziła, dość szybko się zebrali i ruszyli. Ona prowadziła, co wyraźnie było mu na rękę. Powiedziała, że to gdzie idą jest niespodzianką. Czemu tak okrutnie się nad nim pastwiła? Nie mógł przestać myśleć, gdzie ta może chcieć go zaprowadzić. Podczas spekulowania wpadł mu do głowy zupełnie odmienna koncepcja. Ayame wcale go nie polubiła. Może cały czas nieświadomie używał tej czarciej mocy... To kompletnie wytrąciło go z równowagi. Podczas gdy Panienka opowiadała o mieście, ten bezczelnie skupiał się na własnych zmartwieniach. Dlatego chciał pozbyć się tego "daru". Nie wiedział nawet kto jest jego sprzymierzeńcem, a kto działa pod wpływem jego mocy. W takiej sytuacji mógł zrobić tylko jedno, choć to byłoby nieuczciwe. Lecz skoro musiał... Może mu wybaczy.
Kiedy wrócili do szkoły było już popołudnie. Mogli jeszcze spędzić trochę czasu razem. Starał się nie wzbudzać w niej podejrzeń, choć było to dosyć trudne. Naprawdę prawdopodobne było, że jest tylko zauroczona przez madness. Nie był w stanie wyrzucić z głowy tej myśli.
Tak jak poprzedniego dnia, poprosił nauczycielkę o podprowadzenie Panienki. Nie dbał o to, że jest w tym momencie zbędnym ciężarem. Podprowadził ją pod same drzwi, skłonił się i zawrócił. Tym razem nie zaszedł zbyt daleko. Gdy tylko korytarz był pusty, usadowił się przed drzwiami wybranki. Nasłuchiwał. Coś musiało naprowadzić go za rozwiązanie owego sporu myśli. Jego organizm nie był przyzwyczajony do długich, nocnych antagonizmów. Zasnął pod jej drzwiami.
- Panie Rarabai, można wiedzieć co Pan tu robi? - długowłosa pochyliła się nad nim, trzepiąc jego ciałem. Obudziła chłopaka, który zdał sobie sprawę z tego czego dokonał. Jak mógł tak postąpić...? To hańba. Splamił swoje dobre imię...
- Sektory są zamykane na noc, aby nikt nie poruszał się pomiędzy nimi. Złamał Pan jedną z najważniejszych zasad tej szkoły. Jeszcze jeden taki wybryk, a zostanie Pan wydalony ze szkoły. Proszę wracać do siebie - wciąż spoglądała na chłopaka, który podniósł się z obfitym rumieńcem i skierował do swojego pokoju. Ayame wszystko to słyszała...? Jeśli tak, może już pożegnać się ze znajomością. Zacisnął dłonie, a policzki przecięły łzy. Powinien szykować się na pierwsze lekcje, lecz nie miał siły. Nie może jej stracić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz